Gdy w pierwszej scenie "Dobrej żony" aktorka Mirjana Karanović patrzy w lustro, już wiemy, że czeka nas opowieść o introspekcji. Lustro daje przecież szansę spojrzenia na siebie krytycznym okiem,
Gdy w pierwszej scenie "Dobrej żony" aktorka Mirjana Karanović patrzy w lustro, już wiemy, że czeka nas opowieść o introspekcji. Lustro daje przecież szansę spojrzenia na siebie krytycznym okiem, okazję do autorecenzji i autodiagnozy. To narzędzie ewaluacji: seksualnej, medycznej, psychologicznej. Każdy z tych tropów zostaje tu uruchomiony przez Karanović, słynną serbską aktorkę, grywającą u Kusturicy czy Jasmili Žbanić. Tym razem staje ona zarówno przed, jak i za kamerą –również będącą rodzajem lustra – by przepracować traumę serbskiej historii najnowszej. Przepracować – z kobiecej perspektywy.
Milena (Karanović) jest tytułową "dobrą żoną", reprezentującą całe pokolenie "dobrych żon", kobiet, które czuwają przy ognisku domowym, podczas gdy ich mężowie wyruszają na wojnę. To pokolenie pełnoetatowych matek, praczek, sprzątaczek, kucharek, kochanek. Widzimy to w relacjach Mileny z jej dziećmi, które tylko czekają, aż kobieta je nakarmi, ubierze i przypomni im o odrobieniu lekcji. Widzimy to w sekwencji przyjęcia w domu Mileny, gdy bohaterka i jej rówieśnice okupują kuchnię, gotując i opowiadając sobie o swoich partnerach, ci zaś siedzą w salonie, kibicując przed telewizorem. Widzimy to też w powracających scenach z lustrem – choćby tej z początku filmu – w których Milena ocenia swoją atrakcyjność seksualną, nakłada makijaż i przygotowuje się do spełnienia małżeńskiego obowiązku w sypialni. Ale – w przeciwieństwie do mężów koleżanek – partner Mileny, Vlad (Boris Isaković), nie zdradza jej ani nie bije. Nie jest może wylewny, jest jednak czuły i kochający. Bohaterka z grubsza spełnia się więc w roli "dobrej żony" – do czasu.
Karanović pokazuje bowiem, jak polityczne zaczyna przenikać się z prywatnym. Znamienny jest tu moment, gdy Milena znajduje w szufladzie kasetę VHS z rodzinnymi nagraniami sprzed lat. Oglądając taśmę, odkrywa, że oprócz pamiątki dawnej idylli stanowi ona również dowód ludobójstwa, w jakim brał udział jej mąż. I nagle zaczynamy rozumieć, czemu Vlad krzyczy z wyrzutem do telewizora, że "teraz polują na nich jak na kryminalistów", czemu zerwał kontakt z najstarszą córką, która "krytykuje swój naród", czemu wpaja synowi, że prawdziwą szkołę dostanie on nie w szkole, ale na froncie. To, co wyparte, zaczyna wypływać na wierzch. Oczywistym symbolem staje się tu guz, jaki lekarka odkrywa w piersi Mileny. Kobieta unika dalszych badań, wypierając narzucającą się prawdę. I nagle wszystkie sceny z lustrem zaczynają nabierać nowych znaczeń: do seksu i psychologii dochodzą medycyna i polityka.
Mimo prostoty "rakowej" alegorii, mimo miejscami zbyt sentymentalnej ilustracji muzycznej, "Dobra żona" opowiedziana jest bardzo nienachalnie, bez pretensji. Karanović ewidentnie czerpie z dokonań rumuńskiej nowej fali. Podobnie jak w filmach Puiu czy Mungiu szerszy kontekst polityczny wyłania się tu powoli, w drodze cierpliwej obserwacji. "Dobra żona" to film powściągliwego aktorstwa-nieaktorstwa, dyskretnej kamery z ręki i stonowanych barw codzienności. Zamiast dramatycznych konfrontacji są dramaturgiczne uniki, zamiast pustosłowia –niedopowiedzenia. Karanović i jej współscenarzyści (Stevan Filipović, Darko Lungulov) są jednak nieco zbyt ostrożni. Ich realizacyjne umiarkowanie graniczy z prześlizgnięciem się po temacie, z niewykorzystaniem rozmaitych fabularnych punktów zapalnych. Temat wyparcia przepracowali sumiennie, ale też niepotrzebnie wzięli je sobie do serca.
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu